piątek, 23 grudnia 2016

Szkicownik Snów #1

Był ciepły letni wieczór. Właśnie skończyłam czytać. Reszta dnia zapowiadała się bardzo przyjemnie. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Wkońcu postanowiłam wybrać się do parku. Zaczęłam pakować rzeczy do torby ,gdy nagle usłysałam dziwny pisk. Poszłam sprawdzić co to było. Schodząc po schodach mijałam co raz to większe plamy krwi które wywoływały u mnie dziwny spokój. Wchodząc do przedpokoju zobaczyłam mojego czarnego dobermana Shadowa z lewą przednią łapą całą we krwi. Szybko odłożyłam torbę i zajęłam się opatrywaniem ran pupila. Po około dwóch godzinach było po wszystkim. Cały przedpokój, pies i ja byliśmy we krwi. Na szczęście rodzice mieli wrócić dopiero za tydzień więc nie przejęłam się zbytnio bałaganem. Wstałam, podniosłam Shadowa i zniosłam go do sypialni. W końcu wyszłam z domu i skierowałam się w stronę mojego ulubionego miejsca w parku, znajdującego się niedaleko domu. Po kilku minutach byłam na miejscu.  Nazwałam to miejsce,  miejscem samotności ponieważ nigdy nikogo tam nie było, ale tym razem siedziała tam staruszka o szmaragdowo zielonych oczach których kolor dostrzegłam w słabym świetle latarni.
-Czy mogę się dosiąść?-spytałam uprzejmie.
-Ależ oczywiście- odpowiedziała miło staruszka. 
-Piękną mamy dziś noc- powiedziałam siadając na ławce.
-To prawda- powiedziała emerytka. 
-Po prostu jak że snów- dodała po chwili namysłu. 
-Ooaaa, ziewnęłam w odpowiedzi- przepraszam. 
-nie musisz przepraszać za to że jesteś zmęczona.
-Po prostu miałam ciężki dzień, proszę pani.
-Mów mi pani Lindo.
-Dobrze pani Lindo. 
-To dobrze Diano. 
Nastała chwila Ciszy. Świerszcze grające swe pieśni w zielonych teatrach, sprawiały że moje powieki stawały się co raz cięższe, aż do momentu w którym została tylko ciemność. 


Gdy się obudziłam była godzina jedenasta rano. Wstałam, aby rozprostować nogi. Wstając z moich kolan spadł niewielkich rozmiarów zeszyt. Podniosłam zeszyt i bez większych oględzin wsadziłam go do torby i skierowałam się w stronę domu. W drodze cały czas myślałam o pani Lindzie i owianym tajemnicą zeszycie. Po chwili byłam pod domem. zostałam tam otwarte drzwi. *hmm.. może nie zamknęłam?*-spytałam samą siebie wchodząc do domu i zamykając dokładnie drzwi. Wzięłam miskę i karmę i poszłam do sypialni. 
-Shadow wstawaj śpiochu.  Śniadanie - zawołałam pupila, gdy nagle przypomniałam sobie o jego ramach, więc podsunęłam mu miskę pod nos. Postanowiłam zjeść śniadanie. Schodząc po schodach przypomniałam sobie że skończyło mi się mleko, wiec poszłam od razu do sklepu. Po kilku minutach szybkiego marszu byłam na miejscu. Wchodząc do sklepu przywitał mnie spory tłum. szybko ominęłam ludzi i wzięłam mleko. Po chwili stałam przy kasie.
-Bip, bip, bip- co chwilę rozlegał się odgłos kasowanych produktów. Nagle włączył się alarm. Zgasły wszystkie światła. Na okna opadły żelazne rolety. Ludzie zaczęli wrzeszczeć.
-K###A!- krzyknął jakiś facet.
-Wyrażaj się!-odkrzyknęła jakaś kobieta.
-Bo co?!
-Coś!
Po chwili poczułam jak nogi się pode mną uginają. Już miałam uderzyć głową o posadzkę, gdy ktoś mnie złapał. 
-Zabiorę Cię z tąd. Nie bój się... Jeszcze nie teraz- powiedział przyjemny męski głos. Po chwili została juz tylko ciemność. 

1 komentarz:

  1. początek

    Był ciepły letni wieczór. Właśnie skończyłam czytać. Reszta dnia zapowiadała się bardzo przyjemnie. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Wkońcu postanowiłam wybrać się do parku. Zaczęłam pakować rzeczy do torby ,gdy nagle usłysałam dziwny pisk. Poszłam sprawdzić co to było. Schodząc po schodach mijałam co raz to większe plamy krwi które wywoływały u mnie dziwny spokój. Wchodząc do przedpokoju zobaczyłam mojego czarnego dobermana Shadowa z lewą przednią łapą całą we krwi. Szybko odłożyłam torbę i zajęłam się opatrywaniem ran pupila. Po około dwóch godzinach było po wszystkim. Cały przedpokój, pies i ja byliśmy we krwi. Na szczęście rodzice mieli wrócić dopiero za tydzień więc nie przejęłam się zbytnio bałaganem. Wstałam, podniosłam Shadowa i zniosłam go do sypialni. W końcu wyszłam z domu i skierowałam się w stronę mojego ulubionego miejsca w parku, znajdującego się niedaleko domu. Po kilku minutach byłam na miejscu. Nazwałam to miejsce, miejscem samotności ponieważ nigdy nikogo tam nie było, ale tym razem siedziała tam staruszka o szmaragdowo zielonych oczach których kolor dostrzegłam w słabym świetle latarni.

    OdpowiedzUsuń